Kim jestem?

Pisarka | Felietonistka | Podróżniczka

TAK W SKRÓCIE

Lubię przygody, podróże, adrenalinę, czuję, że żyję gdy coś się dzieje. Zmiana mnie napędza. Mnóstwo czytam, od dawna piszę, ale stosunkowo niedawno odważyłam się robić to jawnie. Mimo że jestem gadułą, łatwiej wyrazić mi się w piśmie. 

Kryminalne przypadki Matyldy

Geneza „Kryminalnych Przypadków Matyldy” ginie w gąszczu wspomnień inotatek. Pierwotnie bodajże miałam napisać wspomnienie z kilku lat kiedy to przechodziłam szkołę przetrwania, podczas gdy w naszym kraju zmieniał się ustrój.
Mieszkaliśmy w wielkim domu pod lasem, poniemieckiej leśniczówce, identycznie jak w powieści nazywającej się Reyhof, o grubych murach z lampą na środku podwórka
i bratałam się z naturą. Dostałam wtedy nieźle w kość i grzechem byłoby nie utrwalić tamtych czasów.

Jednak gdy założyłam plik, wybrałam czcionkę i jej wielkość, wymyśliłam sobie, że dobrze by było gdyby w tym lesie znalazła się moja przyjaciółka, naszkicowałam mniej więcej dokąd zmierzam i wszystko się pochrzaniło. Ilka przejęła władzę nad Matyldą, a wydarzenia wymknęły się spod kontroli. Część z tych wydarzeń jest prawdą, chyba, bo pamięć to najmniej pewna rzecz, na jakiej można polegać.

Ciosy Słonia - powieść

Niektóre sceny opisane w powieści sama przeżyłam. Epizod z lwami w Republice Południowej Afryki na drodze do farmy pod Toscą to opis autentycznych wydarzeń, jakie miały miejsce kilka dni przed moim przybyciem do Afryki, a o których opowiedzieli mi gospodarze. Nadal widzę ich rozpalone twarze i drżące dłonie.
Pewne historie mogą wydawać się mało prawdopodobne, ale w politycznych realiach, jakie w czasie rządów Roberta Mugabe panowały w Zimbabwe, wydarzały się historie bardziej nieprawdopodobne. A wiemy przecież, że rzeczy jakie człowiek jest w stanie zrobić i czego w istocie dokonuje, często przerastają najśmielsze wyobrażenia piszącego.
Na przestrzeni kilkunastu lat Afrykę Południową odwiedzałam cyklicznie. Byłam w Zimbabwe, Botswanie, Zambii, Namibii i RPA. Oddychałam tamtejszym powietrzem, podobnie jak Oliwia, oglądałam nocą gwieździste niebo, marzłam i prażyłam się w słońcu. Jeździłam tamtejszymi drogami i spałam w buszu w szałasie. Moje palce nadal pamiętają dotyk drewna baobabu i jego miękkość.
Realia Parków Narodowych, w szczególności Parku Hwange w Zimbabwe, starałam się oddać wiernie w aspekcie ich problemów logistycznych i socjologicznych, dla mojej opowieści zatrudniłam w Parku Hwange jedynie kilka dodatkowych osób.
Historia, Marty i Tomka jest bliższa prawdy niż może się to na pierwszy rzut oka wydawać, a problemy z kłusownictwem i „przejmującymi” obecne Zimbabwe Chińczykami nader realne. Bywało, że będąc w Afryce czułam kłusowniczy oddech na plecach, o czym zresztą wspomniałam mimochodem i chyba nadmiernie ostrożnie w „Babie na safari”. Świadomie zatem wtłoczyłam tę historię w gatunek, jakim jest thriller przygodowy, a nie reportaż i „Ciosy słonia” to moja wersja wydarzeń, jakie mogły mieć miejsce. Historie podobne do tej dzieją się w ukryciu, jak w wielu innych krajach, istnieją afery, spiski i próby wyjścia z impasu. Dla postronnego obserwatora, gościa, turysty, kraj wydaje się i faktycznie jest przyjazny, ludzie sympatyczni, pomijając że zarówno Zulusi jak i Shona są urodziwi i wykształceni, a to ostatnie zapewnił im wyklinany, bardziej za granicą niż w rodzonym kraju, prezydent Mugabe. Być może „Ciosy słonia” doczekają się kontynuacji i historia potoczy się dalej.

Baba na Safari - Bożena Mazalik

Baba na Safari - powieść reportażowa

Moja pierwsza przygoda. Wyprawa, do której przygotowywałam się, uczyłam,
przejrzałam mnóstwo filmów i przeczytałam wiele podręczników, nie tylko po polsku. Trudno
było znaleźć odpowiedzi na pytania kobiety, która jedzie w busz i nie wie co ze sobą zabrać,
jakie rzeczy są zbędne i co ją tam czeka.
Ja nie pojechałam w ciemno, ale po powrocie postanowiłam napisać, dla takich właśnie
kobiet jak ja, które nie wiedzą czym afrykański busz może je zaskoczyć. Stąd wzięła się „Baba
na safari”, moja pierwsza publikacja w formie książki, początek przygody z pisaniem. Walka
ze strachem przed krytyką, ocenami, ale poza tym ekscytacja i radość.

Lato Moralnego Niepokoju

Trzynaście osób. Nie znaliśmy się, może poza paroma wyjątkami, a zorganizowaliśmy
się na stronie internetowej założonej przez Magdalenę Woźniak i ktoś rzucił pomysł, żeby te
opowiadania były na lato, lekkie jak poryw wiatru nad morzem, promień słońca, który
zachęca do wyjrzenia przez okno. Nie przyświecała nam żadna idea, mieliśmy się dobrze
bawić. Potem zaczęła się praca, moralne dylematy nasze i naszych bohaterów, wzajemne
redakcje, korekty, komentarze, oceny… dla mnie to była świetna zabawa i chętnie
doświadczyłabym podobnej. Szkoda, że wraz z upływem czasu rozprysnęliśmy się gdzieś w
świecie i Lato Moralnego Niepokoju stoi w tej chwili na półce w mojej biblioteczce jak
pocztówka z wakacji. Wakacji grupy skrzykniętych spontanicznie ludzi.
Moje opowiadanie, Staruchy, to fantastyczna opowieść niekoniecznie poważna i jeśli
ktoś jest ciekaw, to znajdzie je tu na stronie.
Książka w postaci papierowej w tej chwili jest nieosiągalna w księgarniach, to była mała
edycja z celem charytatywnym w tle, ale został zrobiony ebook i jest dostępny na stronie
wydawnictwa.