You are currently viewing Etiuda nr 3

Etiuda nr 3

Zmierzch otula ciepłem, wdzięcznością i zadowoleniem. Oto masz już za sobą i zmagania ze świtem i plany zrealizowane, albo nie tknięte, ale wiesz przecież że jutro też jest dzień. Teraz możesz odpocząć i nie musisz się z tym spieszyć. Słońce zachodzi dłużej, przynajmniej tutaj na wyżynach. Nie spada gwałtownie jak w Swakopmud nad Atlantykiem, gdzie jego zniknięcie w kolorowej łunie kwitowały delfiny machając lekceważąco ogonem. U nas na wyżynie Śląskiej słońce celebruje odejście. Raczy paletą ognistych łun, podbarwia chmury, popisuje się jak na koncercie dźwięku i światła. Teraz tylko muzyka sączy się w tle, daleko za oceanem myśli. Wreszcie nastaje cisza. Nasza dzienna gwiazda dostojnie wtapia się w horyzont, za nią ślad ognia na niebie wyraźnie się ociąga, przechodzi w oranż, nie może się zdecydować, popisuje, sprawdza bliskie na palecie barwy, wszystkie ciepłe dziękczynne, patetyczne. Wolę kiedy słońce zachodzi, nawet jeśli robi to kiczowato. Wolę jego przesadną rozpasaną kreację niż poranny kosmiczny dystans, który niczego nie obiecuje. Może tylko sen.

Dodaj komentarz