Natura to skąpa suka

Przeszłabym nad tematem, gdyż napisano o nim setki stron, nakręcono kilometry taśmy i uczyniono prawdopodobnie wszystko by go wyczerpać, jednak fragment pewnego filmu przyrodniczego, skłonił mnie do przemyśleń.
A rzecz, jak łatwo się domyślić, o rykowisku. Temat mocny, cykliczny i naładowany hormonami. To dzięki mitowi ryczącego samca, początek jesieni ma się nieźle. Nie skarżymy się na paskudną pogodę, nie narzekamy na zimne noce, gdyż jakoś tak się składa, że gdy pogoda gorsza, to rykowisko lepsze. Motyw co roku wraca, a ponieważ jest metaforyczny, że tak chętnie korzystamy z jego frazeologii, pozostaje nadal młody, prężny i gotów do prokreacji.
Bez niego nie kręciłoby się koło nieustannych narodzin i śmierci. I nie ukrywajmy, samiec odgrywa tu rolę co najmniej niewdzięczną, zmuszony do nieustannego myślenia o seksie.

U dzikich, czyli w społecznościach bardziej niż ludzka, bardziej nawet niż myśliwska, związanych z lasem i naturą, na przykład u jeleni, rzecz odbywa się cyklicznie. Dzięki temu przez większą cześć roku osobniki rodzaju męskiego mogą odpocząć, zająć się żerowaniem, tudzież zabawą w chowanego z myśliwymi. W tym miejscu prosi się wtręt, że ludzkie samce mają gorzej. W ich świecie zjawisko nie powtarza się jedynie jesienią. Myśl o prokreacji nie opuszcza ich nawet na dzień, nie mówiąc o tygodniach, miesiącach, czy porach roku. Dziwne, że wystarcza im czasu i energii.

Ale wróćmy do jeleni. Oglądam film, słucham lektora i doznaję refleksji. Mimowolnie porównuję. Nie da się ukryć, byki w czasie rui głupieją, starsze mniej, obarczone sumą błędów w postaci solidnego lania, są ostrożniejsze, bardziej wyczulone na zagrożenie, ale jedne i drugie skazane są na nieustanny stres związany z odrzuceniem, z możliwością usłyszenia: nie. Rodzi się refleksja, czy aby ten strach przed odmową, nie modeluje reszty ich życia? A może to on, a nie instynkt, wyzwala agresję, wolę walki, chęć zabijania? Straszną sprawą wydaje się, zostać poddanym takiemu reżimowi hormonów. Osobniki ryczą, splatają się rogami, porożami, szyjami (jak żyrafy) i generalnie wszystkim tym co jest do tułowia przyczepione. Mało tego, walą porożem o drzewa, rozpędzają się, podskakują i uderzają z wyskoku głowa o głowę, jak na przykład wszelkiego rodzaju szeroko pojęte barany. Drzewa się trzęsą, modrzewie gną do ziemi, sosny spoglądają z góry, a świerki zaglądają miedzy gwiazdy i, myślę sobie, że mają lepiej, gdyż posiadają szyszki. A samiec jelenia musi wszystko załatwić sam. Nie da rady odbębnić obowiązku zdając się na wiatr, trzeba dygać samemu, bić się o niepewne prawo do prokreacji, bo jeśli łani się nie spodoba i odmówi?

Tymczasem na ekranie łanie udają, że popisami samców są nie są zainteresowane. Słucham i uszom nie wierzę. Stoją obojętne na ten łamiący serca i gałęzie zew testosteronu? Niemożliwe. Udają, że nic się nie dzieje? Już mam wyłączyć telewizor, ale siadam, bo komentator zmienia zdanie. Teraz łanie pilnie śledzą walkę, bo na jej podstawie zdecydują, który z walecznych rycerzy zdobędzie chusteczkę damy i szansę na przekazanie swoich genów. Jest piękna mglista sceneria. Młode byki walczą dzień i noc, starsze czasem odpuszczają, podobno lepiej znają swoje siły. A trzeba koniecznie wygrać. Zatem doświadczony byk łapie się sztuczek, stara się przemówić zapachem, znaczy drzewa piżmem, oddaje mocz w strategicznych miejscach. Prężna sylwetka, sprężysty krok, wdzięcznie ustawiona szyja. Żadne tam patrzenie w dół. Pożywiać będzie się później, teraz ważna jest prokreacja i nic poza nią się nie liczy. Ok. To wiemy, byki spadają na wadze nawet jedną czwartą wagi ciała. Aż tyle? Łapię za pilota, wolę oglądać rykowisko w lesie, jednak lektor jeszcze raz mnie powstrzymuje, odwołując się do romantycznej kobiecej natury i dowiaduję się, że nie każda samica jest na zawołanie.

Tak, drogie Diany. Nie każda łania podporządkuje się samczej woli, a czasami czułość okazuje się lepszym rozwiązaniem i podobno stare byki to wiedzą. Wzruszyłam się. Słucham dalej i serce mi rośnie, bo to łania decyduje kogo wybierze. A byk? Gdzieś w głębi kobiecej duszy odzywa się nutka współczucia dla samca i zastanawiam się nad przewrotnością Natury. Bo o ile do tej pory było pięknie, wzniośle i walecznie, to w kulminacyjnym momencie, (… aż wstałam z fotela i zwiększyłam głośność), „gdy łania podejmie decyzję i właściwie ustawi się wybranemu samcowi, dając tym przyzwolenie, ten zwycięski podejmuje się zaszczytnego zadania i zapładnia samicę… jednym potężnym pchnięciem”. Jednym! A powtórka dopiero za rok? Kilka byków straciło zdrowie, siły i mnóstwo energii, i wszystko tak ma się zakończyć? Jakim cudem nigdy na to nie zwróciłam uwagi?
Wieczorem pędzę do lasu. Mam szczęście, rykowisko w pełni. Słucham, obserwuję, przeżywam po raz któryś jelenie gody i doznaję satysfakcji. Nie we wszystko, co mówi telewizja, należy wierzyć. Reprint dokonał się przynajmniej kilkukrotnie. Po powrocie do domu zasypiam zadowolona. Natura nie jest aż tak skąpą suką.

Dodaj komentarz